piątek, 15 grudnia 2017

Chłopiec i jego kot

No, trochę mnie tu nie było, ale, fanfary poproszę, powrociłam, wraz z nowym opowiadaniem... a właściwie krótką, pojedyńczą sceną. Zapraszam! 
~Rachel



Chłopiec i jego kot


– Muszę coś zjeść – kot mruczy z niezadowoleniem.
Niebieskie oczy napotykają złote, kocie.
– Nie, nie musisz – chłopiec mówi spokojnie, a jego wzrok kieruje się z powrotem na rozciągającą się przed nimi drogę. Zazielenione budynki pochylają się nad nimi troskliwie, wytyczając trasę.
– Nie, nie muszę – przyznaje kot, prychając. – CHCĘ jeść.
Chłopiec wzdycha.
– Co ja ci na to poradzę, Mruczku?
– Jestem hrabią. Nie nazywaj mnie Mruczkiem, mierny śmiertelniku. Rozmawialiśmy już o tym.
– Przepraszam, hrabio. Jak ci bardzo zależy, możesz zawsze polować na szczury.
– Szczury?! – nastroszony ogon kota wystrzeliwuje w górę, nos marszczy się z niezadowoleniem. – Szczury są niesmaczne, niewykwintne i do tego zdecydowanie zbyt duże żeby na nie polować. Nie masz za grosz gustu, młody. Gdzie są wszystkie ptaki? Tęsknię za ptakami. Ptaki są pyszne.
– Co to takiego, te ptaki? – chłopiec pyta z ciekawością.
– Wspaniały podwieczorek. Pierzaste, latające myszy. Naprawdę nie pamiętasz ptaków?
Chłopiec kręci głową.
– Skoro potrafią latać, na pewno odleciały stąd już dawno temu. Sam też czasami tak bym chciał – wzdycha. – Jak to robiły?
– Jak co robiły? – kot domaga się uściślenia. – I jak już przy tym jesteśmy, kto robił. Co ja ci mówiłem o formowaniu zrozumiałych, logicznych zdań?
– Ptaki. Jak latały?
– Rozkładały skrzydła i pozwalały, żeby unosiło je powietrze – kot ostentacyjnie przewraca oczami. – Nie wiem, młody, czy ja ci wyglądam na ptaka? Jak mi wyrosną skrzydła, dam ci znać.
– Chciałbym kiedyś zobaczyć ptaka – mówi rozmarzony chłopiec.
– Nic specjalnego, tyle ci mogę powiedzieć. Kiedyś nie można się było od nich odpędzić, ludzie tylko marzyli żeby chociaż na chwilę ich ubyło.
– To było bardzo dawno, prawda?
–  Tak, młody. Bardzo, bardzo dawno.
– Jesteś tu aż tak długo?
– Na tyle długo, żeby pamiętać jak było tu znacznie mniej zielono i znaczniej bardziej głośno, to na pewno. To dopiero były czasy.
– To było wtedy jak byłeś hrabią?
– Ano, wtedy. Nie popełnij tu błędu, młody, ja nigdy nie przestałem być hrabią, jedynie moje włości uległy zniszczeniu. Zupełnie jak po rewolucji! Której, oczywiście, nie pamiętam, na wypadek gdyby przeszedł ci taki absurd przez myśl.  
– Rewolucji?
– Rewolucja, młody, rewolucja to rzecz dobra, tylko nie dla każdego! Potęgi ludu nie docenia nikt, a potem nagle łup!, i już jest za późno, twoje majątki ziemskie to tylko odległe wspomnienie słonecznego popołudnia, zrzucają ci całkiem dobrego władcę z tronu, a jacyś wieśniacy, jeden z drugim, próbują ci wmówić, że wiedzą co jest dobre dla społeczeństwa.
– Chyba nie do końca rozumiem o czym mówisz – chłopiec oznajmia ze zmartwieniem.
– Nie przejmuj się, młody, to nie na twój wiek. Spójrz lepiej, słońce zachodzi, pora znaleźć jakieś miejsce żeby spędzić noc. Co powiesz na ten budynek po lewej? Nawet podobny do tego, w którym kiedyś mieszkałem.
– Mówisz tak o każdym budynku – chłopiec przypomina niemal odruchowo, jego myśli bowiem błądzą już gdzie indziej. Na chwilę przystaje, kierując wzrok w stronę horyzontu. Promienie zachodzącego słońca padają krwawą łuną na jego twarz.
– Naprawdę? – kot prycha z niedowierzaniem. – No, to ten jest wyjątkowo podobny. Tylko się już rusz, co tak stoisz.
– Mru– to znaczy, hrabio?
– Taak?
– Czy to miasto miało jakieś imię? Musiało mieć imię, prawda? Mówiłeś mi, że wszyscy mają imiona.
– Ano, miało. Dopiero teraz przyszło ci to do głowy?
– Wcześniej nic nie mówiłeś.
– Bo nie pytałeś. Młody, jak chcesz odpowiedzi to musisz zadawać pytania, ja ci w myślach nie czytam, i całe moje szczęście. Nazywali to miasto Czarnobyl i nie masz po co pytać mnie czemu, bo ja tego nie wymyśliłem.
Chłopiec powtarza nazwę, kilka razy, aż nie przestanie brzmieć dziwnie, obco, a stanie się czymś tak znajomym, jakby używał jej całe życie. Myśli chwilę, ale ponaglany zniecierpliwionym spojrzeniem kota odwraca się od słońca i kieruje się w stronę budynków. Nie chcą przecież zostawać na zewnątrz kiedy zapadnie noc. Gdy słońce wreszcie znika za horyzontem, reaktor mruczy cicho i z zadowoleniem, zupełnie jakby ktoś podrapał go za uchem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz