No, trochę mnie tu nie było, ale, fanfary poproszę, powrociłam, wraz z nowym opowiadaniem... a właściwie krótką, pojedyńczą sceną. Zapraszam!
~Rachel
~Rachel
Chłopiec i jego kot
– Muszę coś zjeść – kot mruczy z niezadowoleniem.
Niebieskie oczy napotykają złote, kocie.
– Nie, nie musisz – chłopiec mówi spokojnie, a jego wzrok
kieruje się z powrotem na rozciągającą się przed nimi drogę. Zazielenione
budynki pochylają się nad nimi troskliwie, wytyczając trasę.
– Nie, nie muszę – przyznaje kot, prychając. – CHCĘ jeść.
Chłopiec wzdycha.
– Co ja ci na to poradzę, Mruczku?
– Jestem hrabią. Nie nazywaj mnie Mruczkiem, mierny
śmiertelniku. Rozmawialiśmy już o tym.
– Przepraszam, hrabio. Jak ci bardzo zależy, możesz zawsze
polować na szczury.
– Szczury?! – nastroszony ogon kota wystrzeliwuje w górę,
nos marszczy się z niezadowoleniem. – Szczury są niesmaczne, niewykwintne i do
tego zdecydowanie zbyt duże żeby na nie polować. Nie masz za grosz gustu,
młody. Gdzie są wszystkie ptaki? Tęsknię za ptakami. Ptaki są pyszne.
– Co to takiego, te ptaki? – chłopiec pyta z ciekawością.
– Wspaniały podwieczorek. Pierzaste, latające myszy.
Naprawdę nie pamiętasz ptaków?
Chłopiec kręci głową.
– Skoro potrafią latać, na pewno odleciały stąd już dawno
temu. Sam też czasami tak bym chciał – wzdycha. – Jak to robiły?
– Jak co robiły? – kot domaga się uściślenia. – I jak już
przy tym jesteśmy, kto robił. Co ja ci mówiłem o formowaniu zrozumiałych,
logicznych zdań?
– Ptaki. Jak latały?
– Rozkładały skrzydła i pozwalały, żeby unosiło je powietrze
– kot ostentacyjnie przewraca oczami. – Nie wiem, młody, czy ja ci wyglądam na
ptaka? Jak mi wyrosną skrzydła, dam ci znać.
– Chciałbym kiedyś zobaczyć ptaka – mówi rozmarzony
chłopiec.
– Nic specjalnego, tyle ci mogę powiedzieć. Kiedyś nie można
się było od nich odpędzić, ludzie tylko marzyli żeby chociaż na chwilę ich
ubyło.
– To było bardzo dawno, prawda?
– Tak, młody. Bardzo,
bardzo dawno.
– Jesteś tu aż tak długo?
– Na tyle długo, żeby pamiętać jak było tu znacznie mniej
zielono i znaczniej bardziej głośno, to na pewno. To dopiero były czasy.
– To było wtedy jak byłeś hrabią?
– Ano, wtedy. Nie popełnij tu błędu, młody, ja nigdy nie
przestałem być hrabią, jedynie moje włości uległy zniszczeniu. Zupełnie jak po
rewolucji! Której, oczywiście, nie pamiętam, na wypadek gdyby przeszedł ci taki
absurd przez myśl.
– Rewolucji?
– Rewolucja, młody, rewolucja to rzecz dobra, tylko nie dla
każdego! Potęgi ludu nie docenia nikt, a potem nagle łup!, i już jest za późno, twoje majątki ziemskie to tylko odległe
wspomnienie słonecznego popołudnia, zrzucają ci całkiem dobrego władcę z tronu,
a jacyś wieśniacy, jeden z drugim, próbują ci wmówić, że wiedzą co jest dobre
dla społeczeństwa.
– Chyba nie do końca rozumiem o czym mówisz – chłopiec oznajmia
ze zmartwieniem.
– Nie przejmuj się, młody, to nie na twój wiek. Spójrz
lepiej, słońce zachodzi, pora znaleźć jakieś miejsce żeby spędzić noc. Co
powiesz na ten budynek po lewej? Nawet podobny do tego, w którym kiedyś
mieszkałem.
– Mówisz tak o każdym budynku – chłopiec przypomina niemal
odruchowo, jego myśli bowiem błądzą już gdzie indziej. Na chwilę przystaje,
kierując wzrok w stronę horyzontu. Promienie zachodzącego słońca padają krwawą
łuną na jego twarz.
– Naprawdę? – kot prycha z niedowierzaniem. – No, to ten
jest wyjątkowo podobny. Tylko się już rusz, co tak stoisz.
– Mru– to znaczy, hrabio?
– Taak?
– Czy to miasto miało jakieś imię? Musiało mieć imię,
prawda? Mówiłeś mi, że wszyscy mają imiona.
– Ano, miało. Dopiero teraz przyszło ci to do głowy?
– Wcześniej nic nie mówiłeś.
– Bo nie pytałeś. Młody, jak chcesz odpowiedzi to musisz
zadawać pytania, ja ci w myślach nie czytam, i całe moje szczęście. Nazywali to
miasto Czarnobyl i nie masz po co pytać mnie czemu, bo ja tego nie wymyśliłem.
Chłopiec powtarza nazwę, kilka razy, aż nie przestanie
brzmieć dziwnie, obco, a stanie się czymś tak znajomym, jakby używał jej całe
życie. Myśli chwilę, ale ponaglany zniecierpliwionym spojrzeniem kota odwraca
się od słońca i kieruje się w stronę budynków. Nie chcą przecież zostawać na
zewnątrz kiedy zapadnie noc. Gdy słońce wreszcie znika za horyzontem, reaktor
mruczy cicho i z zadowoleniem, zupełnie jakby ktoś podrapał go za uchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz