czwartek, 31 grudnia 2015

Nowy Rok i wiewiórka złodziejka

Wiewiórka św. Piotra

Na dwa dni przed świętami śnieg w końcu zlitował się nad ludźmi i łaskawie spadł. Dzieci w różnym wieku i z różnym wyposażeniem, wyległy na świeże powietrze by cieszyć się białym puchem. Sanki tego dnia zostały wygrzebane z dna szaf, a liczba zaszywanych warg i złamanych nosów szybko przekroczyła dopuszczalną dzienną normę.
Hania stała obok budki z kebabem i z obrzydzeniem wpatrywała się w Gabrysia, pożerającego ogromną bułkę. Nienawidziła kiedy szef przydzielał jej jakiegoś pomocnika, szczególnie jeśli trafił  się jakiś małolat zaraz po szkoleniu, który nie potrafił nawet porządnie chować skrzydeł. Prychnęła potępieńczo kiedy młody anioł wpakował sobie do otworu gębowego ostatni kawałek buły, po czym jak gdyby nigdy nic wytarł usta przydługim rękawem białej bluzy.  
– To co teraz robimy? – zapytał wesoło, przeczesując ręką kręcone blond włosy.
– Musimy znaleźć te cholerne klucze, które zgubił św. Piotr – westchnęła. – Dwa tysiące lat, a on nadal nie kupił sobie porządnej smyczy na nie – powiedziała po czym przygładziła białą sukienkę (jako anioł nie czuła zimna) i spokojnym krokiem skierowała się w stronę niedużej grupy dzieci, rzucających w siebie śnieżkami.  Miała nadzieję, że jej wspólnik przez przypadek oberwie taką lodową kulą i trochę zmądrzeje.
I w tym momencie zauważyła wiewiórkę. Mała szara kulka przemykała między drzewami, w pyszczku trzymając metalową obręcz, na której wisiał pęk kluczy. Które jakoś niepokojąco przypominały te         św. Piotra. Mały wykrywacz, który w postaci zegarka nosiła na swojej ręce, zaczął wydawać z siebie krótkie przeraźliwie piskliwe dźwięki, domagając się podjęcia jakiś działań. I to natychmiast. Nie zważając nawet na fakt, że wszystko wokół pokryte jest śniegiem albo lodem i zbytni pośpiech może doprowadzić do bardzo nieprzyjemnego upadku.
Dziewczyna pognała za zwierzęciem z prędkością co najmniej dźwięku. Dziękowała sobie samej w myślach za to, że wcześniej związał swoje długie blond włosy w kucyk, dzięki czemu teraz nic nie wpadało jej do oczu. Przemykając między zdziwionymi spacerowiczami, nie słyszała krzyków Gabrysia, które skutecznie były tłumione przez pęd powietrza. Nie zauważyła też, że irytujące pikanie urządzenia na jej nadgarstku, ustało. W tym momencie liczyła się tylko ta podstępna szarawa kulka, uciekająca z własnością pewnego bardzo ważnego świętego.
Wiewiórka była wyjątkowo przebiegł i sprytnie uciekła do niedużego lasku na skraju parku. Tam wspięła się na jedno z drzew i dalej zwiewała,  przeskakując z gałęzi na gałąź, specjalnie wybierające te najwyżej. Hania jeszcze za nim wbiegła do lasu przeanalizowała sytuacje i wpadła na pewien pomysł. W biegu zsunęła z ramion kremowy sweter, który automatycznie zniknął, rozłożyła białe skrzydła i wzniosła się w powietrze. Stała się też niewidzialna dla zwykłych śmiertelników, co dawało jej swobodę działania.
Szybowała nad koronami drzew wypatrując ruchu między liśćmi. Dzięki temu, że jeszcze za życia posiadała sokoli wzrok po pewnym czasie zauważyła jak małe puchate stworzenie wychyla się niepewnie spod śniegu, pokrywającego korony drzew.  Zanurkowała gwałtownie i prawie na ślepo chwyciła wyjątkowo dużą wiewiórkę. Wyrwała jej z pyska klucze, po czym powoli zaczęła zniżać lot. Zwierzę próbowało się wyrwać i odzyskać swoją zdobycz, ale Hania skutecznie jej to uniemożliwiała. Nie miała ochoty być odpowiedzialna za histerie jakiegoś dzieciaka, w którą na pewno by taki osobnik wpadł, widząc rozpłaszczoną wiewiórkę.
Kiedy opadła na jedną z oblodzonych ścieżek, wypuściła wkurzająca kulkę i dokładnie przyjrzała się swojemu znalezisku.
I w tym momencie sama prawie wpadła w histerię.
Do kluczy przyczepiona  była mała karteczka, jakimś cudem nie zjedzona przez gryzonia. Na kawałku papieru ktoś napisał markerem Własność Hipolity Brzęczyszczykiewicz. Dopiero w tym momencie zaczęła się zastanawiać nad tym, jak bardzo musiała być głucha by nie zauważyć, że wykrywacz przestał wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki.
A to oznaczało tyko jedno:
Ścigała tę cholerną wiewiórkę na marne!
Nagle  wpadł na nią zdyszany Gabryś, który jak widać biegł za nią przez cały. Jej wykrywacz znów zaczął wariować i wydawać z siebie przeraźliwe dźwięki.
– Chyba znalazłem to czego szukaliśmy – wydyszał, wciskając jej do ręki stare klucze. Spojrzała na prawie identyczną białą karteczkę.
Własność św. Piotra. W przypadku znalezienia uprzejmie uprasza się o zwrócenie św. Antoniemu.



Witajcie, cześć i czołem. Powyższe opowiadanie powinno pojawić się na święta, ale nie wyszło, więc pojawia się teraz. Wiem, że jest średnio dopracowane i najprawdopodobniej złamało jakieś prawa fizyki, ale po prostu nie byłam wstanie napisać czegoś logicznego. Wybaczycie mi? Dzisiaj notka od autora pojawia się pod opowiadaniem z jednego, ale bardzo ważnego powodu.
Mamy ostatnie godziny 2015  roku!
Nigdy nie przypuszczałabym, że ten rok tak szybko minie. Mogę bez bicia przyznać, że był on ( przynajmniej dla mnie) wypełniony totalną radochą, sukcesami i innymi pozytywnymi rzeczami. A przynajmniej tylko ten chcę pamiętać.

  • Zaczęłam w miarę regularnie pisać! Obiecałam sobie, że ten blog, a także drugie opowiadanie wytrzymają trochę dłużej niż miesiąc i nie zniechęcę się do nich. Udało się!
  • Odkryłam, że na świecie żyją ludzie równie pokręceni jak ja. Mowa tu oczywiście o dziewczynach z obozu literackiego, dzięki którym spędziłam dwa wspaniałe tygodnie wypełnione owcami, czekoladą i wchodzeniem na stół.
  • Udało mi się namówić rodziców na PotterCon i dzięki temu miałam bezkarnie paradować po Bydgoszczy w szacie Ravenclawu. 
  • Lindsey Stirling, Studio Accantus i Owl City to moje trzy odkrycia muzyczne tego roku. Sami zobaczcie dlaczego: 






  • Przyjaciele. To jedno słowo wszystko wyjaśnia. 
Jest oczywiście tego więcej, więc wymieniłam tylko te najważniejsze.

Zapewne już zauważyliście, że jestem beznadziejna w pisaniu takich notek.

Wzorem innych ludzi wypiszę tu trzy swoje noworoczne postanowienia, a za rok zobaczymy co udało mi się osiągnąć.





  1.  Postaram się by moje blogi wytrzymały ponad rok, żebym mogła napisać tę pierwszą prawdziwie urodzinową notkę.
  2. Nauczę się grać na skrzypcach Lot Trzmiela i Roundtable Rival - od czegoś w końcu mam ten instrument.
  3. Będę bardziej śmiała! i tyle w tym temacie.


  4. Na końcu tej notki chcę wam wszystkich życzyć szczęśliwego Nowego Roku! Niech przez najbliższe dwanaście miesięcy ( potem będziemy znów składać życzenia) towarzyszy wam optymizm i wiara, że wszystko dobrze się skończy. Bo przecież kiedy jest się na samym dnie, to teraz można już tylko iść do góry.


    4 komentarze:

    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      OdpowiedzUsuń
    2. Kiedy jest się na samym dnie to szuka się drugiego dna.XD

      OdpowiedzUsuń
    3. Szczęśliwego Nowego Roku! Mnóstwa optymizmu, wspaniałej radochy, śmiechu, weny, pozytywnej energii i niech owce będą z Tobą ♥ (ach, te dwa tygodnie na literackim były naprawdę zacne. Zgadzam się: to krzepiące, że są ludzie tak samo zwariowani jak ja:D). Życzę też powodzenia w realizowaniu postanowień.
      Opowiadanie, szczerze mówiąc, nie powaliło mnie jakoś szczególnie, ale... ma w sobie jakiś taki klimacik i oczywiście obowiązkowy humor. Więc czyta się niesamowicie przyjemnie:D
      Łaaa, Lindsey i Accantus! Absolutnie ich uwielbiam:D A Roundtable Rival było jednym z pierwszych utworów Lindsey, który odkryłam. Cudeńko ♥
      Pozdrawiam ciepło!
      P.
      Wiem, komentarz jest bardzo nieskładny. Wybacz mi proszę, ostatnio mam problemy z logicznym myśleniem;)

      OdpowiedzUsuń