niedziela, 31 stycznia 2016

Zasada numer jeden: Ubierz kask!

Zacznijmy od tego, że nie było mnie tu przeraźliwie długo. Wręcz strasznie długo. Mam nadzieje, że mi to wybaczycie. Niestety wszelka wena postanowiła mnie opuścić i nawet teraz wracam do was z utworem, który trudno nazwać opowiadaniem. Przepraszam was i obiecuje poprawę. Może nie natychmiastową, ale jednak. 
Po drugie chciałabym oficjalnie i mocno spóźniono powitać na blogu Rachel. Mam nadzieje, że jej psujące psychikę utwory przypadną wam do gustu tak samo bardzo jak przypadł pierwszy. 
Żeby nie było - za psychologa płacić nie będę. 
Wracając do opowiadania. Jet to kolejny tekst na Kreatywne Spojrzenie. Hasła na ten miesiąc to: lód, śnieg, zjawisko paranormalne. 

Zapraszam do czytania!





Zasada numer jeden: Ubierz kask!


W tym roku pogoda postanowiła się na mnie obrazić. Owszem było zimno. Owszem były chmury. Ale śnieg odmówił posłuszeństwa i nie spadł. Dlatego też przez cały tydzień spędzony na alpejskich stokach, musiałem się użerać z lodem i sztucznym puchem, produkowanym przez armatki śnieżne. Zapamiętajcie drogie dzieci: sztuczny śnieg dodać tłumy na stokach dają w ostateczności muldy. A muldy i lód to koszmar każdego narciarza.
I snowboardzisty zresztą też.
Jadąc z dość szybką prędkością po właśnie takim zlodowaciało-wymuldowanym stoku, przeklinałem w myślach wszystkie szkółki narciarskie, matki z dziećmi jadące w poprzek trasy i…
I tego chłopca w kanarkowym kombinezonie, który postanowił na mnie wpaść. Jechał zupełnie nie kontrolując nart i krzycząc przeraźliwie w jakimś nie znanym mi języku. Starałem usunąć mu się z drogi, wykorzystując cały potencjał moich trzydziestoletnich mięśni, ale mały narciarski terrorysta i tak musiał we mnie wpaść.
Pierwszego szoku doznałem, uderzając okrytą jedynie czapką głową w lód. A mama powtarzała „ ubieraj kask, to może ci kiedyś ocalić życie”, to nie – ty będziesz Chuckiem Norrisem i będziesz jeździć w zielonej czapce z różowym pomponem, żeby cię było widać.
Przed oczami przeleciały mi wszystkie te razy kiedy miałem okazje oglądać stok z poziomu nart. Czułem się w tamtym momencie jakby ktoś wsadził mnie do olbrzymiej zepsutej pralki. Wrażenie to potęgowały wrzaski chłopca, który staczał się razem ze mną, uczepiony mojej kurtki. Gdzieś po drodze obydwoje zgubiliśmy narty, kijki, a dzieciak nie miał jednego buta. Próbowałem powiedzieć mu by mnie łaskawie puścił, ale przewalając się wokół nas śnieg skutecznie mi to uniemożliwiał.
 – Puść mnie – udało mi się w końcu wycharczeć, jednocześnie opluwając chłopca śniegiem. Ten albo mnie zrozumiał albo się przestraszył, bo posłusznie zostawił mnie w spokoju.
Teraz staczałem się po stoku sam. Zupełnie sam. Jak palec. I nikt nie raczył mi pomóc. Nawet wtedy kiedy wypadłem z strasy i zacząłem obijać się różnorakie skałki i inne rzeczy, które miały pecha i  znalazły się na mojej drodze. Próbowałem się zatrzymać, ale nie byłem wstanie wyhamować. Najadłem się śniegu, najprawdopodobniej odmroziłem sobie jakąś część ciała i złamałem kość ogonową. Już chyba nie mogło być gorzej.
Fatum jakby czytało mi w myślach i stwierdziło, że całą powierzchnie,  po której spadałem pokryje lodem. Lodem w najczystszej postaci. Bez śniegu, który mógłby zadziałać jako substancja hamująca. Po prostu lodem.
Teraz oficjalnie poddałem się wszystkiemu wokół. Przestałem walczyć z prawami fizyki i nie-fizyki. Staczając się w dół, zauważyłem jak wbrew pozorom ładnie wyglądają szczyty gór oświetlane pojedynczymi promieniami słońca, jak pewnie świergota sobie jakiś ptaszek, jak uroczo wygląda, siedząca na kamieniu i przyglądająca ci się z dezaprobatą, wiewiórka. Takie drobne szczególiki, na które uwagę zwraca człowiek sądzący, że już nie może być gorzej.
I wtedy zobaczyłem drzewo.
Trzeba było posłuchać mamy i ubrać kask.




2 komentarze:

  1. Cześć ;) opowiadanko przyjemne, niemniej jednak znalazło się parę błędów.
    Przecinki:
    Owszem było zimno. Owszem były chmury. Ale śnieg odmówił posłuszeństwa i nie spadł. Dlatego też przez cały tydzień spędzony na alpejskich stokach, musiałem się użerać z lodem i sztucznym puchem, produkowanym przez armatki śnieżne. - kolejno przed były i były.
    Potem kilka razy nie postawiłaś przecinka przed kiedy.
    I tytuł. Ogólnie rzecz biorąc to ,,ubierz kask'' jest formą niepoprawną i regionalną, ale w ustach mamy może przejść :)
    Masz bardzo miły styl pisania, chętnie się czyta to, co piszesz - dlatego dodaję do obserwowanych i pozdrawiam!
    wioskaslow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczę Ci Twoją nieobecnośc, bo mnie samej dawno tu nie było. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko tak spóźnionej odpowiedzi na Twoją miniaturkę.
    "Ubierz kask" nie brzmi źle w tym wypadku ;) Tak, jak wspomniała przedmówczyni - gubisz przecinki, szczególnie przed "kiedy".
    Jednak, żeby nie było, że nie piszę nic od siebie - postaram się bardziej ocenić treść.
    Jak niejednokrotnie już wspominałam Twój styl jest bardzo lekki i przyjemny. Twoje teksty nie są cieżkie w odbiorze, calkiem łatwo "ogarnąć, o co biega" ;)
    Zjawisko paranormalne... hmm... Powiedzmy, że nie spowiedziewałam się, że fatum będzie czytać w myślach bohatera. Ja pewnie bym sprawiła, że to nieszczęsne drzewo zniknęło, ale zamiast niego pojawił się głaz czy coś w tym stylu. Ale nie słuchaj mnie, moja wyobraźnie jest ostatnio na kiepskim poziomie.
    Pomysł bardzo ciekawy, muszę przyznać, nie spodziewałam się, że tak się potoczą losy bohatera :D (taki żarcik, hehe :P )
    Dużo weny życzę :*
    Pozdrawiam
    Tosia z Podniebne marzenie

    OdpowiedzUsuń