piątek, 1 lipca 2016

Historia Płazińca Stefana II

Hello!
Przebywamy z Luną na obozie literackim i po zaledwie kilku dniach wszyscy mamy grzyby mózgu. Jak na razie przedstawiam wam kolejną część Płazińca Stefana, obawiam się, że może zrobić się gorzej. 
Bez zbędnego przedłużania, 
Pozdrawiam i zapraszam do czytania,
~Rachel

Historii Płazińca Stefana część druga                                  

– Mmm? – detektyw Holmes puścił balona z gumy do żucia i zerknął na szeryfa. – Przepraszam, mówił pan coś?
Szeryf złapał się za głowę i gdyby płazińce miały jakiekolwiek włosy, zacząłby je sobie rwać.
– Nie wytrzymam z tym gościem – mruknął sam do siebie, po czym głośniej dodał: – Mówiłem właśnie o Stefanie!
– Stefanie? – zdumiał się jego rozmówca, rozkładając się wygodnie na fotelu. – A kto to taki?
– No wiesz – szeryf mówił spokojnie, ale w każdej chwili mógłby wybuchnąć. – Stefan. Leukochloridium Stefan. Ten, który wysadził w powietrze Akademię. Miałeś go złapać, pamiętasz?
– Ach! Stefcio! Już pamiętam! – Holmes przyklasnął radośnie. – Fakt, fakt, zwiał. Dwa lata temu. Już od dawna siedzi w Azylu.
– Widzisz, mówiłem, że w końcu załapiesz, mimo, że jesteś głupi jak but…
– Ale szeryfie, my nie nosimy butów.
– Milcz! W każdym razie, Stefan. Ostatnio jakiś nieznajomy pojawił się w Żywicielu Uniwersalnym i dopytuje się o niego.
– O Stefana?
– Ech… czasami mam wrażenie, że udajesz głupszego niż naprawdę jesteś, Holmes. Tak, o Stefana. A o kim my cały czas rozmawiamy?!
– Rzeczywiście, szeryfie, ale nie widzę powiązania. Przecież Stefan od dwóch lat jest w Azylu. Nie możemy go tam tknąć, nieważne jak ciężkie przestępstwo popełnił. Takie są zasady.
Szeryf niespodziewanie uderzył w biurko, prawie zrzucając Holmesa z jego fotela.
– Pora to zmienić!
– Aaa! Już widzę pański tok rozumowania! Wykorzystamy tego nowoprzybyłego jako naszego szpiega. Skoro szukał Stefana, to pewnie się znają, może przyjaźnią. Wyślemy go do Azylu, on wywabi stamtąd Stefka, a my tam będziemy czekać i BUM! Stefek za kratkami.
– Wiedziałem, że tylko udajesz głupiego. Szczerze powiedziawszy – zaśmiał się nerwowo, myśląc o swoim planie, który, z obecnej perspektywy, nie miał najmniejszego sensu. – To wpadłem na dokładnie taki sam pomysł! Tak… tak właśnie zrobimy… hehe.  
***
Naczelny Tasiemiec Antoniusz wyjrzał przez okno, ziewnął przeciągle, zapalił papierosa i wrócił do kartkowania gazety.
– Bzdury – burknął. – Bzdury, bzdury, bzdury. Same bzdury. Justin Bąblowiec nagrał nowy hit. Na wszystkie płazińce tego świata! Ech… – wyciągnął kolejną gazetę ze sterty, która pokrywała jego biurko. – Cała nadzieja w Intestine Timesie. To chyba już jedyna sensowna gazeta jaką drukują… na resztę szkoda tuszu.
Zerknął na pierwszą stronę.
– Ooo – ucieszył się. – A co to takiego? Brawurowa ucieczka z więzienia… ajajaj, PJ chyba radzi sobie coraz gorzej… Filip P., podejrzany o zamach na kilku policjantów uciekł wczorajszej nocy z jednego z najpilniej strzeżonych więzień w Imperium Tasiemców. Jak na razie okoliczności jego ucieczki nie są znane. Przypuszcza się, że podejrzany jest w drodze do Azylu Przestępców w Woreczku Żółciowym. W pościg za podejrzanym ruszyła już Policja Jelitowa, dowodzona przez Detektywa Pasożyta Holmesa, znanego z takich spraw jak… – Antoniusz przerwał czytanie. – Kolejny przestępca? – mruknął. – Hehehe. Niech rozpocznie się gra!
***
Płaziniec Filip biegł, jakby od tego zależało jego życie.
Co wcale nie mijało się z prawdą.
Filip nie odniósł wrażenia, że to wszystko wydarzyło się już kiedyś, a dokładniej dwa lata wcześniej. Odniósł je jedynie narrator.
Wracając do Filipa.
Przemknął jelitem jak burza, obijając się o ścianki, słysząc wycie syren policyjnych za sobą.  
Wiedział, że długo już nie będzie w stanie biec. Koniec końców opadnie z sił, a wtedy dorwie go Holmes. Który przecież nigdy nie dawał przestępcom uciec. Wyjątkiem był jedynie Stefan, słynny płaziniec, który wysadził Akademię. Ale Filip chociaż przez chwilę nie wątpił, że nigdy nie dorówna żywej legendzie jelita grubego.
Nagle potknął się i przekoziołkował po jelicie, koniec końców zatrzymując się na ściance. Zamrugał i rozejrzał się, próbując zlokalizować coś, co tak złośliwie utrudniło mu ucieczkę. Nie udało mu się, za to obok siebie dostrzegł złożoną karteczkę. Podniósł ją i rozwinął, przez moment wyrzucając z pamięci to, że jest poszukiwanym zbiegiem.
Szanowny Panie Filipie!
Gratuluję Panu dotarcia tak daleko. Musi Pan mieć prawdziwy talent. Jak dotąd znałem tylko jednego płazińca, któremu udało się to samo. Myślę, że dobrze Pan zna jego imię. Wszyscy go znacie.
Mam szczerą nadzieję, że da Pan radę powtórzyć jego wyczyn. Niech Pan pamięta – jestem Pańskim przyjacielem i mogę Panu oferować pewną pomoc… w końcu przecież zależy nam na tym samym.
Jak na razie, niech Pan kontynuuje. Ale zadam Panu jedno, niezwykle ważne pytanie.
Jak bardzo ceni Pan sobie swoje życie?
Z wyrazami szacunku
Przyjaciel
***
Antoniusz zaśmiał się do siebie, bawiąc się machinalnie piórem podczas pisania kolejnej karteczki.
Nikt nie znał prawdy o nim. Oficjalna wersja wydarzeń wyglądała tak, że eksplozja zaskoczyła go w drodze do Akademii, zrzuciła z drogi i spowodowała utratę przytomności. Był w śpiączce, ocknął się tydzień po ucieczce Stefana do Azylu i potwierdzić to mogli wszyscy pracownicy szpitala, w którym rzekomo przebywał.
A wobec tego nie mógłby przecież napisać wszystkich tajemniczych karteczek, które Holmes odnalazł podczas pościgu za Stefanem. Dlatego też był poza wszelkim podejrzeniem.
To jedno małe potknięcie nauczyło go ostrożności, mimo, że wszystko skończyło się dobrze. Po pierwsze, nie mógł już podpisywać się jako Naczelny Tasiemiec. Z powodu urzędu głowy Imperium Tasiemców, był postacią rozpoznawalną.
Oczywiście Antoniusz nigdy nie grzeszył skromnością, dlatego też nie mógł się powstrzymać przed ujawnieniem Stefanowi kim jest, musiał jednak uniknąć robienia podobnych rzeczy, jeśli chciał kontynuować swoją grę.
Po drugie, żadnego więcej tajemniczego znikania. Ułatwiało mu to znacznie grę, ale wzbudzało zbyt duże zainteresowanie. Zwłaszcza ze strony tego wścibskiego Holmesa, który zawsze interesował się tylko i wyłącznie tymi sprawami, które nie dotyczyły go nawet w najmniejszym stopniu.
Antoniusz przerwał rozmyślania, odłożył pióro i odsunął na bok list. Następnie spojrzał znad szachownicy na pasożyta siedzącego naprzeciwko niego.
– Twój ruch – oznajmił.
***
– STEFAN!
Rzeczony płaziniec drgnął zaskoczony i zleciał z fotela, odrzucając na drugi koniec pomieszczenia karabin, który trzymał wcześniej na kolanach.
– Na wszystkie płazińce tego świata, Amanda! Nie możesz mnie tak straszyć! – zaprotestował. – O co ci chodzi?
Amanda wparowała do pokoju. Była wściekła.
– Nie wyjeżdżaj mi tu ze wszystkimi płazińcami tego świata! Już ty dobrze wiesz, o co mi chodzi!
– Wiesz, to co przed chwilą powiedziałem, sugerowałoby coś odwrotnego.
– Co ty Stefan, w Holmesa się zamieniasz z tymi tekstami? Mówię o gliście ludzkiej, która chrapie donośnie w pokoju obok mojego! Czy naprawdę nie pamiętasz ile razy ci mówiłam, że nicienie mają własnego Żywiciela Uniwersalnego, a my własnego? Te granice są nieprzekraczalne!
– Przecież jesteśmy w Azylu, a ona potrzebowała schronienia. Policja i tak nas tu nie dosięgnie.
– Policja może i nie, ale sprawy naruszenia terytorium Imperium Tasiemców przez nicienia kierowane są bezpośrednio do Naczelnego Tasiemca! A uwierz mi, on już o tym na pewno wie. Chcesz nam ściągnąć na kark Antoniusza?!
Stefan momentalnie zamilkł. Fakt, nie zastanawiał się w sumie nad tym. Po prostu wpuścił tą glistę ludzką, nie myślał o skutkach. Antoniusz był ostatnią osobą, której chciałby o sobie przypominać. Może i jego gra się przerwała… ale już on dobrze wiedział, że się nie skończyła.
– To co mam, twoim zdaniem, zrobić? Wyrzucić ją stąd?
– Nie martw się, ja się tym zajmę. Przyszłam tylko na ciebie nakrzyczeć.
Obróciła się na pięcie i wyszła, a Stefan westchnął i usiadł z powrotem na fotelu. Następnie włączył telewizor.
Pierwszą rzeczą, która się pokazała na ekranie, były radiowozy w jelicie cienkim.
– Co to? – zdziwił się leukochloridium. – Czyżby szeryf znowu zgubił klucze?
Ale potem na ekranie pojawił się Holmes, z miną triumfującego bohatera. Brakowało mu jedynie uciętej głowy wroga w dłoni.
– Wszyscy możemy chyba zgodnie przyznać, że to pańskie największe osiągnięcie – oznajmił głos reporterki. – W końcu podejrzany już nie jeden raz zabił ścigających go funkcjonariuszy. A na dodatek był już tak blisko słynnego Azylu…
– Co mogę powiedzieć? – Holmes wyszczerzył się do kamery. – Jestem przecież profesjonalistą. Choć, nie przeczę, myślałem, że szeryf znowu zgubił klucze. Ale, trochę prostej dedukcji i udało mi się ustalić dokładnie kogo mam szukać i gdzie.
Wtedy też Stefanowi ukazał się tunel, którym sam biegł dwa lata wcześniej, podczas swojej ucieczki do Azylu. Pod jego ścianką, otoczony policjantami, kulił się jakiś ciemny kształt. Nagle spojrzał on na kamerę rozszerzonymi pod wpływem światła latarek fotoreceptorami, a Stefan zachłysnął się.
Ciemny kształt przypominał jego.
Leukochloridium!
***
Pamiętaj… jestem twoim przyjacielem… jak bardzo ceni Pan sobie swoje życie… nie stawiaj oporu, Filipie… kiedy nadejdzie czas, pomogę ci… czy pozwoliłbyś, żeby ktoś poświęcił się za ciebie… jak bardzo ceni Pan…
Filip spojrzał na policjantów, którzy podchodzili do niego powoli, jakby był zwierzęciem podejrzanym o wściekliznę. Światła ich latarek raziły jego fotoreceptory, ale, jakby nie patrzeć, nie był raczej w pozycji do składania zażaleń.
Może i w Imperium Tasiemców nie obowiązuje kara śmierci, pomyślał, ale specjalnie dla mnie pewnie ją wprowadzą.
Cała jego nadzieja była w tym tajemniczym przyjacielu, a on nadal nic nie zrobił. W ostatnim liście kazał mu nie stawiać oporu podczas aresztowania, ale nic dobrego póki co z tego nie wyszło.
Jak bardzo cenię sobie swoje życie?, zastanowił się.
Nie miał pojęcia. Mógłby próbować się obronić, ale za pierwszym razem nic mu to nie dało, a ucieczka z więzienia raczej nie poświadczyła jego niewinności.
Ale Filip był niewinny. I nie ważne ile razy kazano mu się przyznać, on wiedział. Wiedział, że nie zabił tamtych policjantów.
W oddali Holmes – bo to on go pochwycił – szczerzył się jak głupi do kamery, przedstawiając uciekiniera jako psychopatę i seryjnego mordercę, którego przechytrzył jedynie dzięki swojej niesamowitości.
W rzeczywistości podłożył Filipowi nogę, kiedy ten uciekał. Tylko dlatego udało mu się go złapać.
Nagle przez ściankę jelita dobiegł płazińca czyjś głos.
– Psst – powiedział ów głos. – Nie za wygodnie ci tu?
– Kim jesteś? – zdziwił się Filip.
– Powiedzmy, że jak na razie twoim jedynym przyjacielem. Słuchaj, na trzy ja rzucam granat dymny, a ty zwiewasz jak najszybciej potrafisz.
– Cudnie. Kocham ten plan.
– Nie musisz mi mówić, że jest beznadziejny. Zdążyłem się domyślić. A teraz rób, co ci kazałem. Raz… dwa…
TRZY!
***
– A wtedy on chwycił piłę łańcuchową i… – wywód detektywa Holmesa przerwały kłęby szarego dymu, które nagle spowiły jego postać. – A… a… a psik! – kichnął. – Jestem uczulony na granaty dymne!
W momencie kiedy dym się rozwiał, Płazińca Filipa już nie była. Holmes zaklął szpetnie i odwrócił się w stronę Azylu. Ale zanim pobiegł za uciekinierem, mrugnął jeszcze do reporterki i podał jej wizytówkę.
– Mój numer. Zadzwoń. Pogadamy o moich bohaterskich czynach.
A następnie zniknął za zakrętem.
***
Stefan wbiegł do Azylu, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Filipa.
– Amanda! – wykrzyknął na wejściu. – Zobacz, zobacz!
Rzeczona motylica wątrobowa weszła do pokoju z wyrazem średniego zainteresowania na twarzy.
– Co znowu, Stefan?
Filipowi opadła szczęka.
– Stefan? TEN Stefan?!
– Strzał w dziesiątkę, bracie!
– Yyy… to my jesteśmy braćmi?
– Nie, nie, to tylko takie powiedzenie! Chodzi o to, że obaj jesteśmy leukochloridium! Właśnie, Amando, to chciałem ci powiedzieć! Spotkałem kogoś takiego jak ja! Widzisz? Jest nawet równie przystojny!
Przywra parsknęła śmiechem.
– Jak ci na imię?
– Filip jestem – przedstawił się płaziniec.
– Amanda. Witaj w Azylu. Co zrobiłeś?
– Słucham? Ja nic nie zrobiłem! Wrobili mnie w zabójstwo kilku policjantów, a ja nawiałem z więzienia.
– No tak, bo to nic.
– Ale jestem niewinny!
Amanda spojrzała Filipowi głęboko w oczy.
– Nie jesteś niewinny. Nikt niewinny nie ląduje w tym miejscu.
Coś w jej głosie sprawiło, że płaziniec nie zamierzał z nią dyskutować.
***
Wazon przeleciał przez pokój i roztrzaskał się nad kominkiem.
Antoniusz, który owym wazonem cisnął, rzucił wyjątkowo kreatywne przekleństwo, którego siedzący przed nim nicień w życiu nie słyszał.
– Antoniuszu? Czy coś się stało?
– Nie, Nicholasie, nic się nie stało. Tylko kolejne leukochloridium, które wymknęło się z mojej gry!
– Ależ Antoniuszu – ton obu pasożytów był przesadnie słodki. – Czy nie obiecałem ci, że pomogę ci skończyć ze Stefanem raz na zawsze?
Naczelny Tasiemiec zachichotał, z początku cicho, ledwo dosłyszalnie, a następnie wybuchnął głośnym, psychopatycznym śmiechem. Uśmiechnął się szeroko do Nicienia Nicholasa.
– Ależ Nicholasie – wycedził, starając się opanować fale śmiechu, które nim wstrząsały. – Doprawdy, czy sądziłeś, że pozwolę ci zakończyć MOJĄ grę? Jesteś… ha… żałosnym pasożytem… haha…
Wyciągnął skrzętnie ukryty pistolet i wycelował go prosto w swojego rozmówcę.
– Powiedz mi… jak bardzo cenisz sobie swoje życie? Ha… ha… ha…
***
Tego wieczora Stefan siedział sobie spokojnie w swoim pokoju w Azylu, kiedy nagle usłyszał jak ktoś się zbliża.
– Kto to? Pokaż się! Mam, eee… – rozejrzał się. – Na wpół strawionego krakersa i nie zawaham się go użyć!
W ciemności rozległ się chichot.
– Stefanie… – wyszeptał głos. – Nie poznajesz mnie?
Przed nim nagle pojawiła się glista ludzka, którą jeszcze niedawno wpuścił do Żywiciela Uniwersalnego Płazińców.
– Czy mówi ci coś imię Penelopa?
Wspomnienie mignęło przed oczami leukochloridium. Jak on mógł jej nie poznać?
Coś mignęło przed oczami płazińca. Nóż?
Glista uśmiechnęła się.
– Naczelny Tasiemiec Antoniusz i Naczelny Nicień Nicholas przesyłają pozdrowienia.
To be continued? 






1 komentarz:

  1. Widzę, że tu biedna notka bez komaentarza wisi. :(
    Dawno mnie tu nie było, kajam się. (Ale widzę, że ostatnio nic tu nowego nie ma :< )
    Szczerze mówiąc - rozdział w porządku, ale nie powala na kolana. Poprzednie podobały mi się nieco bardziej :) Ale nie warto brać to do siebie ;) Ja tu i tak widzę duży potencjał, który można wykorzystać ;) Powodzenia :* :*
    Tosia z Podniebne marzenie

    OdpowiedzUsuń