Czołem, śmiertelnicy!
Wiem, robię się natrętna. Już drugie opowiadanie w tak krótkim czasie... no, ale jak tu nie dać kolejnej części łowców duchów ujrzeć światła dziennego?
Okazuje się, że mam dziwną wenę kiedy jestem chora. W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty niż pisanie, więc przynajmniej się nie marnuję :D
Ach, no i żebym nie zapomniała. Opowiadanie jest wyzwaniem na Kreatywne Spojrzenie. Hasła na ten miesiąc to: kwiat wiśni, sok jabłkowy i przyszłość. Bliższa lub dalsza. Co do tego ostatniego hasła, ważne jest, że akcja opowiadania dzieje się po wszystkich trzech poprzednich częściach, a teraźniejszością dla Zimowych Sportów była mniej więcej data publikacji. Trochę to zawiłe.
A teraz, nie przedłużając, czwarta częśc historii łowców.
Wiem, robię się natrętna. Już drugie opowiadanie w tak krótkim czasie... no, ale jak tu nie dać kolejnej części łowców duchów ujrzeć światła dziennego?
Okazuje się, że mam dziwną wenę kiedy jestem chora. W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty niż pisanie, więc przynajmniej się nie marnuję :D
Ach, no i żebym nie zapomniała. Opowiadanie jest wyzwaniem na Kreatywne Spojrzenie. Hasła na ten miesiąc to: kwiat wiśni, sok jabłkowy i przyszłość. Bliższa lub dalsza. Co do tego ostatniego hasła, ważne jest, że akcja opowiadania dzieje się po wszystkich trzech poprzednich częściach, a teraźniejszością dla Zimowych Sportów była mniej więcej data publikacji. Trochę to zawiłe.
A teraz, nie przedłużając, czwarta częśc historii łowców.
~Rachel
(Nie) romantyczny wyjazd
Laura
uśmiechnęła się promiennie.
– Nadal nie
wierzę, że naprawdę jesteśmy w Tokio – powiedziała. – I to akurat na Hanami*.
Denis
odwzajemnił uśmiech i już miał przekroczyć próg hotelu, w którym się
zatrzymali, kiedy nagle przez drzwi wyleciał mikser, mijając jego głowę o cal.
Za mikserem
pognał biały kształt, w którym łowca poznał jego i Kacpra udomowionego
poltergeista. Duszek zachichotał złośliwie i zatoczył kółko wokół głowy Laury.
– Krakers,
nie! – zawołał zjawę po imieniu ktoś, kto wybiegł za nią.
Laura
spojrzała z niedowierzaniem na tego kogoś.
– Mówiłeś,
że go tu nie będzie – zdziwiła się. – Mieliśmy wyjechać do Japonii we dwoje.
Denis
pokiwał głową, po czym zerknął na przedmiot ich rozmowy – a właściwie dwa
przedmioty, ducha i człowieka.
– Bo miału
go tu nie być. Ani jednego, ani drugiego – rzucił istocie ludzkiej zabójcze
spojrzenie, po czym zacisnął zęby i zmusił się do przywitania się. – Cześć,
Kacper.
Drugi łowca
zaprzestał wykonywania czynności, jaką była gonienie Krakersa i próby
uspokojenia go jego ulubionym przysmakiem.
– Hej, Denis
– pomachał, nie widząc morderczego wzroku przyjaciela. – Hej, Laura. Jak tam u
was?
– Było
dobrze – wycedził Denis przez zęby. – Ale wtedy pojawiłeś się ty i twoje
zwierzątko.
***
Kacper,
który ewidentnie nie dostrzegał, że Denis i Laura nie są zbytnio zadowoleni z
jego obecności w ich hotelu, gadał jak najęty.
– Wiecie, co
ja z Krakersem miałem w samolocie? Chciał otworzyć to śmieszne, małe okienko. Prawie
mu się udało, ale w tym samym momencie przeszła stewardesa, a ja musiałem go
schować, bo zupełnie nie wiem czemu, ale na pokład samolotu nie wolno wnosić
bytów paranormalnych.
W końcu jego
przyjaciel nie wytrzymał.
– Co ty w
ogóle robiłeś w tym samolocie? Nie pamiętasz, jak ci obiecałem, że jeśli
odważysz się zepsuć mi i Laurze ten wyjazd, to przerobię cię na krakersy i
nakarmię nimi tego twojego ducha?
– Krakersy?
– powtórzył poltergeist, oblizując się.
– Mówiłeś
tak? – zdziwił się drugi łowca. – Dziwne. Byłem przekonany, że lecimy we
czwórkę. Co prawda pomyliłem samoloty, a potem mieliśmy awaryjne lądowanie w
Bangladeszu…
– … pewnie
wcale nie przez ciebie i Krakersa – wtrącił się Denis.
– Ale koniec
końców tu trafiłem! Nie wiem tylko, jak mi się udało być przed wami…
– … i zepsuć
nam cały wyjazd. Też się zastanawiam. Wiesz co? Nie będę cię zmuszać, żebyś
wracał do domu, ale pod jednym warunkiem. Masz nam nie przeszkadzać. Zajmuj się
czym tam sobie chcesz – zapoluj na japońskie duchy, weź udział w walkach sumo,
cokolwiek – ale nie mieszaj w to Laury i mnie. I trzymaj swojego destrukcyjnego
pupila z dala od czegokolwiek, co może być niebezpieczne dla otoczenia.
– No wiesz –
Kacper chciał przytulić ducha, ale jego ręce przeniknęły tylko przez ciało
widma. – Ranisz jego uczucia. Mieszka z nami już… – przez chwilę liczył coś na
palcach. – Rok i dwa miesiące,
mógłbyś się przyzwyczaić do jego obecności.
–
Przyzwyczaję się do niego wtedy, kiedy on przestanie we mnie rzucać przyrządami
kuchennymi.
Krakers
wystawił język i poleciał dalej korytarzem. A Kacper pogonił za nim.
***
Kiedy Laura
weszła do pokoju, Denis zapalał już ostatnią świeczkę.
– Postarałeś się – powiedziała z uśmiechem, patrząc na
wystawną kolację.
– Dla ciebie wszystko – odpowiedział łowca.
Dziewczyna usiadła na krześle, biorąc łyka z kieliszka.
Następnie zaśmiała się.
– Sok jabłkowy?
– zdziwiła się.
– Miałem butelkę wina – burknął chłopak. – Ale niestety, duch
Kacpra się do niej dorwał i postanowił, że zrobi z niej kij do piniaty. Jak
możesz się domyślić, piniatą była moja głowa.
– Podziwiam cię, że z nimi wytrzymujesz.
– Z samym Kacprem da się przeżyć, trzeba tylko
przyzwyczaić się do eksplozji w piwnicy. Duet on i Krakers to już mieszanka
wybuchowa. Ale, w każdym razie, nie rozmawiajmy teraz o nich. Mam dla ciebie
niespodziankę.
– Co to takiego?
– Gdybym ci powiedział, to już by nie była niespodzianka,
mam rację?
Łowca pochylił się i wyciągnął z torby pudełko z
pierścionkiem. Już miał je otworzyć i uklęknąć, kiedy nagle coś jak strzała
śmignęło przez pokój, wytrącając mu je z ręki. Tym czymś okazał się być,
oczywiście, Krakers. Potem do środka wpadł Kacper, zataczając się. Chciał coś
powiedzieć, ale w tej samej chwili oberwał czymś w tył głowy i upadł twarzą na
stół, rozlewając sok.
Za nim stał samuraj, w charakterystycznym samurajskim
hełmie i z kataną w ręku. To właśnie jej rękojeścią pozbawił Kacpra
przytomności.
Denis zaklął szpetnie.
***
Samuraj przemaszerował przez pokój, mierząc swoim mieczem
w drugiego łowcę. Obok jego nogi maszerował czarny kot, z dumnie uniesionym
podwójnym ogonem.
Japoński
wojownik wyciągnął przed siebie rękę i Laura uniosła się w powietrze. Następnie
cała trójka zniknęła, zostawiając Denisa samego z nieprzytomnym przyjacielem,
lewitującym poltergeistem i rozbitym pierścionkiem.
– Laura! –
wrzasnął zrozpaczony łowca.
Następnie
doskoczył do Kacpra i podjął się heroicznej próby docucenia go. Widząc, że nic
nie skutkuje, porwał ze stołu jedyny ocalały kieliszek z sokiem jabłkowym i wylał go drugiemu łowcy na
twarz.
– Jeszcze
pięć minut, mamo – wymamrotał Kacper. - Zaraz, zaraz... czy ja czuję jabłka?
Czemu moja twarz się klei? Denis?
Mina Denisa
wykazywała, że ma on zamiar zamordować przyjaciela. Po raz drugi tego dnia.
– Możesz mi
powiedzieć – wycedził. – Dlaczego jakiś samuraj właśnie porwał Laurę?
– Uups.
***
Godzinę
wcześniej.
Kacper szedł
ulicami tokijskiej dzielnicy Shinjuku, ciągnąc za sobą Krakersa i złorzecząc
pod nosem, aż nagle dobiegł go całkiem przyjemny zapach.
Łowca i duch
spojrzeli na siebie.
– Jedzenie – powiedzieli jednocześnie.
Ich zmysły powonienia doprowadziły ich aż do Parku
Shinjuku, gdzie dostrzegli wystawione jedzenie. Obok pożywienia leżała katana.
Kacper obejrzał uważnie cały krajobraz – duży, ostry
przyrząd, jedzonko i brak właściciela. Natychmiast doskoczył do misek i talerzy.
Rozczarowanie miesiąca. Brak sztućców. Łowca niepewnie
podniósł pałeczki i obejrzał je pod światło.
– Jak myślisz, Krakers – zwrócił się do ducha. – Jakim
cudem oni tym jedzą?
Potem jego spojrzenie padło na miecz.
– Hej, może to się nada!
Nabił na ostrze kawałek ryby i cofnął się o krok, żeby
unieść ją do ust.
I wtedy wpadł prosto na kogoś.
Powoli
podniósł głowę, akurat w sam raz, żeby zobaczyć samuraja w zbroi. Jedną rękę
trzymał na rękojeści krótszego miecza.
– Uhhuhu… arigato?
– spróbował łowca.
Samuraj
zmierzył go groźnym spojrzeniem po czym dobył miecza. Towarzyszył temu okropny
zgrzyt metalu.
Kacper nie
czekał na odpowiedź. Odwrócił się, wyrzucił katanę z ręki i puścił się przed
siebie pędem, z Krakersem starającym się nadążyć.
***
– No słucham – warknął Denis. – Czy możesz jakoś wyjaśnić
zaistniałą sytuację?
– Eheh... – Kacper nerwowo podrapał się po głowie. – Tak w
skrócie? Przypałętał się nam japońskie duch. Nasz samuraj jest Goryō. To,
ogólnie rzecz biorąc, mściwe duchy arystokratów. Nie wiem dlaczego chciał się
zemścić akurat na nas, ale…
– Nie masz zielonego pojęcia, tak? To wcale nie przez coś,
co ty i Krakers odstawiliście?
– Nie! No, może trochę na niego wpadłem, ale to nie jest
zaraz powód żeby tak się wściekać, nie sądzisz?
– Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę. Bardziej mnie obchodzi
dlaczego porwał Laurę, a nie ciebie?
– Może byłem za ciężki?
Denis złapał się za głowę.
– To nawet nie było śmieszne. Musimy ją uratować!
– Uratować? Jasne, z wielką chęcią, ale nie zapominaj o
duchu samuraja, który obrał sobie za punkt honoru zemścić się na mnie nie
wiadomo za co!
– Technicznie rzecz biorąc, to macie na karkach dwa duchy – dorzucił nowy głos.
Obaj łowcy odwrócili się jednocześnie, w sam raz żeby
spojrzeć w czyjeś jasnozielone oczy.
– Bu! – oznajmił ich właściciel, odsuwając się do tyłu i
opierając się na… czy to była kosa?!
Kacper i Denis odskoczyli na metr do tyłu, po czym dość
obciachowo wylądowali na tyłkach. Nieznajomy tylko zachichotał, wywinął młynka
kosą i zarzucił włosami.
– Mówisz po polsku? – zdziwił się Kacper.
– Poważnie? TO cię najbardziej zdziwiło? – odwarknął jego
przyjaciel. – Kim jesteś i dlaczego dwa duchy, o to by wypadało się zapytać!
– Aj, profesjonalni łowcy duchów, a nie potraficie
rozpoznać shinigami? – obruszył się
intruz. – Nawet kosa was nie oświeciła?
– Bóg śmierci?! – krzyknął zaskoczony Denis. – Ale…
– Tak, tak, śmiertelnicy mogą nas zobaczyć tylko w
ostatniej sekundzie życia. Wszystko pięknie, tyle że w tej chwili mam gorsze
problemy niż jakaś bezsensowna, drugorzędna reguła. Bo, niech no pomyślę… dwa
duchy przekradły się do świata ludzi bez zezwolenia i robią zamieszanie! A
zgadnijcie, kto za to dostanie od szefostwa! Ja!
– Czyli, mówisz, że… mamy ci pomóc je złapać?
– No jesteście łowcami, czy nie?
Kacper wybąkał coś o tym, że nie wolno zaczynać zdania od
„no”, a Denis tylko przytaknął. Nagłe pojawienie się boga śmierci w ich hotelu
odebrało im trochę mowę, zwłaszcza, że chciał on ich pomocy.
– Wracając do misji… ehh, gdzie ja to miałem…? – shinigami grzebał chwilę w torbie, którą
miał przewieszoną przez ramię, aż wreszcie wyciągnął z niej czarny tablet. W
odpowiedzi na zdziwione spojrzenia rozmówców, wzruszył ramionami. – Kiedyś używaliśmy
notatników, ale było z nimi mnóstwo zamieszania – gubiły się, niszczyły, brakło
w nich kartek… dlatego postawiliśmy na elektronikę. Niech no zobaczę… hmm,
archiwalne dane, gdzie to było? A, mam! Mściwy duch samuraja i jego kot,
nielegalne przebywanie w ludzkim świecie.
Denis odzyskał zdolność mówienia.
– To jakieś żarty? KOT powrócił z martwych?
– Ej, ej, ej, nie lekceważ go! To nie zwykły kot… a
Nekomata.
– Przecież to bzdura! Bajka dla dzieci! Każdy szanujący
się łowca wie, że nie ma czegoś takiego, jak zmiennokształtny kot-duch z
rozdwojonym ogonem!
– Ach, czyli wcale nie widziałeś kota z podwójnym ogonem?
Kiedy się dobrze nad tym zastanowił, rzeczywiście, coś
takiego miało miejsce.
– No dobra, może i miał dwa ogony, ale to nie znaczy, że
zmienia postać!
– Zmienia, zmienia, ale… Ach! Nie mam czasu na tłumaczenie
ci tego! Misja wzywa, moi drodzy!
Następnie bóg śmierci zrobił perfekcyjne salto i wyskoczył
przez balkon, który – o czym dopiero wtedy się zorientowali – był cały ten czas
otwarty. To wyjaśniało, którędy uzbrojony w kosę intruz wszedł.
Kacper podniósł się z podłogi i spojrzał na dół. W tym
samym momencie czyjaś ręka chwyciła go i ściągnęła za sobą.
– Kacper?! Teraz ty?! – zawołał drugi łowca, doskakując w
to samo miejsce, z Krakersem podążającym za nim.
Wtedy spotkało ich obu dokładnie to samo. Okazało się, że
to shinigami pościągał ich w dół w
ekspresowym tempie.
– Czyś ty poszalał?! – krzyknęli łowcy jeden przez
drugiego.
Bóg śmierci tylko się wyszczerzył, co w sumie wystarczyło
za odpowiedź.
Zapowiadała się wspaniała przygoda.
…
To był sarkazm, jakby co. Narrator też może sobie pozwolić
na odrobinę sarkazmu, nie myślcie sobie.
***
To, jak znaleźli opuszczony magazyn, w którym
przetrzymywano Laurę, to długa historia, ściśle związana z umiejętnościami shinigami, pozwalającymi wyczuć energię
ducha, oraz paroma urządzeniami Kacpra. Ważne jednak w niej jest to, że po
pewnym czasie, kiedy dawno zapadł zmrok, stanęli oni, otoczeni ciemnością gęstą
jak śmietana, którą mama Denisa zwykła używać w dniach jego dzieciństwa, przed
sporych rozmiarów metalowymi drzwiami. Zacisnęli kurczowo dłonie na
odkurzaczopodobnych przyrządach, które za zadanie miały schwytać duchy, a bóg
śmierci wywinął kilka razy swoją kosą, przecinając ze świstem powietrze. Następnie
sprawdził koniuszkiem palca jej ostrość i, choć nie powinno to nikogo dziwić,
oczywiście się skaleczył.
A potem Denis, nie mogąc już wytrzymać tego napięcia,
wyważył drzwi kopniakiem.
I prawie trafił w nos czarnowłosą dziewczynę w kimono,
trzymającą tacę z dzbankiem do parzenia herbaty. Dziewczynę, która niczym
specjalnym by się nie wyróżniała, gdyby nie jej kocie uszy i ogon.
– Konnichi-wa – Nekomata
skłoniła się lekko.
– Co to ma być?! – shinigami
zamachał dziko rękami jakby opędzał się od natrętnych muszek. – To jest
atak!
Następnie zaczął mówić po japońsku, cały czas gwałtownie
gestykulując.
Dziewczyna-kot zdawałoby się, że nic sobie z tego nie
robiła. Skinęła jedynie głową i odeszła w głąb magazynu, cały czas idąc
wyprostowana i trzymając herbatę w górze.
W tej samej chwili z boga śmierci niemal dosłownie odeszły
wszystkie kolory. Stał w drzwiach, z rozdziawionymi ustami, zszokowany, że został
tak brutalnie zignorowany.
– Twoja duma pocierpi później – burknął Denis. – Musimy
znaleźć Laurę.
Nie czekając na odpowiedź, ruszył do środka. Kacper,
Krakers i shinigami podążyli za nim.
Jak błyskawica wparowali przez następne drzwi…
Nic.
Pusto.
– Cholera! – zaklął łowca. – Gdzie ona jest? Czy to
miejsce ma jakieś drugie piętro?!
– Phi! Oczywiście, że ma! – bóg śmierci po raz kolejny
zarzucił włosami. To chyba był jakiś jego irytujący nawyk. – Naprawdę,
wiedziałem, że jesteście ignorantami, ale nie, że aż takimi!
– Według ciebie jesteśmy ignorantami, bo nie znamy planu
każdego budynku w Tokio?! – oburzył się Kacper.
– Jemu chodzi o to, że twoje
urządzonko, które miało nam wskazać duchy,
nie wyłapuje ich energii na górze, bo
jak zwykle się zepsuło – westchnął
Denis.
– Mam wrażenie, że o coś mnie tu oskarżasz, ale nie wiem o
co.
– Nie zaprzątaj tym sobie głowy. Lepiej pomóż mi znaleźć
jakieś schody.
– Schody? – shinigami
zachichotał. – Naprawdę, wy, śmiertelnicy, jesteście czasami tacy nie pomysłowi…
Mówiąc to, złapał Kacpra w pasie i wyskoczył na dziesięć
metrów do góry, łapiąc się jedną ręką dziury w suficie i wpychając przez nią
łowcę. Następnie procedurę powtórzył w przypadku Denisa, a na koniec sam wspiął
się na piętro. Krakersa nie trzeba było wnosić, bo sam doskonale potrafił
lewitować.
– No tak – wymamrotał Kacper. – Nadludzka siła,
dziesięciometrowe skoki, zabieranie dusz po śmierci… coś jeszcze?
Prawdę powiedziawszy, niewiele było wiadomo o bogach
śmierci. Nasi łowcy byli przypuszczalnie jedynymi ludźmi, którzy zobaczyli
jednego za życia.
– Hmm… – Kosiarz przez chwilę udawał zamyślonego. – Mogę
jeszcze być niewidzialny – zaczął wyliczać. – Albo wrócić do życia kogoś, kto
umarł za wcześnie. Nazywacie to chyba „śmiercią kliniczną”.
– Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że
naprawdę mi odpowiesz…
Denis złapał się za głowę, ubolewając nad tym, z kim
przyszło mu pracować, a potem utkwił swój wzrok w scence, która odgrywała się
przed nim.
Nekomata i samuraj siedzieli sobie spokojnie, popijając
herbatkę, a za nimi, do jednego z filarów podpierających dach magazynu,
przywiązana była Laura. Na widok łowcy, jej czy rozszerzyły się i wydała z
siebie nieartykułowalny dźwięk. Była zakneblowana, więc nie mogła za wiele
powiedzieć, ale samo pomrukiwanie zwróciło uwagę duchów. Łowca mimowolnie
zrobił krok do tyłu, kiedy ich wzrok spoczął na nim.
Samuraj warknął coś po japońsku. Żaden z łowców tego nie
zrozumiał, ale shinigami i narrator
tak.
Rozmowa, która się potem wywiązała, wyglądała mniej więcej
tak:
– Czego tu szukacie, śmiertelnicy? – spytał groźnie
samuraj.
– Wypraszam sobie! – zawołał Kosiarz. – Do śmiertelności
mi daleko! Ach, no i przybyliśmy odesłać was tam, gdzie wasze miejsce! I przy
okazji uratować damę w opałach.
– Obawiam się, że to niemożliwe – zrujnowała jego nadzieje
Nekomata.
– Phi! Jestem bogiem śmierci! Oczywiście, że to możliwe!
– Przykro mi. Nie możemy jej wypuścić. Hiroshige czekał
trzysta lat na swoją zemstę.
– Ale na nich? Przecież oni są zbyt głupi, żeby się na
nich mścić!
Pokazał na łowców, którzy, jak na zawołanie, wpatrywali
się w nich z głupimi minami, nie rozumiejąc słowa z konwersacji.
– To bez różnicy! Ktoś musi zapłacić! Ci durnie po prostu
znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie, ale przecież
sami się o to prosili! Nikt nie kazał mu podnosić tego miecza i próbować nim
jeść!
– Dlaczego, tak w ogóle, samuraj rozstał się ze swoją
kataną? Myślałem, że powinna być dla niego niezwykle ważna? – spojrzał z
satysfakcją na zakłopotaną minę dziewczyny-kota. – Masz rację, daruję ci to
pytanie. Mam lepsze. Dlaczego ona? Nie lepiej byłoby wam zabić tego, który wam
podpadł?
– To dlatego, że… że on chce, żeby…
– Czyżby domowe zwierzątko robiło sobie z jakiegoś powodu
wyrzuty?
– Zamknij się!
– A oto ja myślałem, że Japończycy to miły i kulturalny
naród.
Samuraj, który, jak się można było domyśleć, nazywał się
Hiroshige, wstał i podszedł do Laury, podczas gdy jego towarzyszka syczała w
bardzo kocim stylu, z trudem powstrzymując się od zamordowania boga śmierci.
– Hej! – zaprotestował Denis, skacząc do przodu. – Stój!
Co ten shinigami mu nagadał?!
– Przepraszam – powiedziała Nekomata, czego, oczywiście,
łowcy nie zrozumieli. – Ale nie mogę wam na to pozwolić.
Wyciągnęła z butów dwa sztylety sai, po czym skoczyła,
zrobiła piruet i rzuciła się na łowców.
Krakers potraktował to natychmiast jako wyzwanie,
wyrywając swoimi niszczycielskimi mocami kawałki ścian i okien i miotając nimi
w dziewczynę-kota, która robiła zgrabne uniki, przy okazji podkładając Denisowi
nogę. Samuraj przekazał jedną, ostatnią wiadomość, a rozpłaszczony na podłodze
łowca nie mógł z tym nic zrobić. Nawet gdyby zrozumiał.
– Planowałem zrobić to inaczej – powiedział Hiroshige. W
jego głosie słychać było coś na kształt smutku. – Niestety, skoro sytuacja tego
wymaga… będę musiał zadowolić się tym.
Oderwał Laurę od filaru i chwycił ją za gardło. Denis
próbował do niej podbiec, ale natychmiast został przygwożdżony do podłogi przez
but Nekomaty. Co prawda ten moment jej nieuwagi wystarczył poltergeistowi do
przyłożenia jej w głowę kawałkiem ramy okna, ale łowca nie zdążył się podnieść,
zanim mściwy duch chwycił Laurę za szyję i wyrzucił ją przez okno.
– Nieee! – zawył Denis, biegnąc w tamtą stronę. Zdążył
jednak jedynie usłyszeć plusk.
– O, wpadła do rzeki – zauważył shinigami, wyrastając jak spod ziemi tuż obok łowcy.
– I to tyle?! Zamierzasz tu stać i się przyglądać?!
– Ach, rzeczywiście – machnął kosą, przebijając nią
samuraja, który natychmiast zniknął. Nieco dalej Kacper ze swoim odkurzaczem zajął
się zmiennokształtnym kotem. – Już, zadowolony?
– A co z Laurą?! Nie możesz jej tak zostawić! MUSZĘ JĄ
URATOWAĆ!
– Skacz – Kosiarz wzruszył ramionami. – Wątpię, czy ci coś
to da, ale skoro tak bardzo chcesz… a ja się zajmę pozbieraniem duszy.
Wyciągnął swojego tableta. Przez chwilę jeździł palcem po
ekranie, po czym nagle zbladł.
– Co, co, co, co? – wykrzyknął. – Chottomatte**! Co to ma znaczyć? Znowu się coś popsuło?!
Dziabnął palcem urządzenie, ale widać nic się nie stało.
– Kuso – syknął
i wyskoczył przez okno.
– Hej, czekaj! – zaprotestował Kacper. – Jak my mamy stąd
teraz zejść?!
Oczywiście Denisa też już przy nim nie było. Przebiegł na
drugi koniec pomieszczenia i siłował się z drzwiami, usiłując znaleźć schody.
***
Po mozolnych poszukiwaniach udało im się znaleźć wyjście z
magazynu. Dobiegli do niewielkiej rzeczki i zobaczyli Laurę, leżącą na brzegu.
We włosach miała pełno liści i gałązek, a na dodatek ociekała błotnistą wodą –
ale żyła. Denis natychmiast doskoczył do niej.
– Laura! Nic ci nie jest?
– Właśnie wypadłam z budynku… – dziewczyna zakaszlała. –
Jak ci się… wydaje… głupku?
Łowca nie przejął się tym, że został obrażony. Cieszył
się, że była cała i zdrowa.
– Jakiś dziwak z kosą w ręku powiedział mi… że to jeszcze
nie mój czas. I dodał chyba… do zobaczenia?
– Aha! – wykrzyknął radośnie Kacper. – To moc shinigami. Wrócił cię do życia, bo
widocznie twój czas jeszcze nie nadszedł.
Jego przyjaciel musiał użyć całej siły woli, żeby mu nie
przyłożyć.
Chwilę potem przypomniał sobie o czymś strasznym. Była tak
zaaferowany poszukiwaniami Laury, że zapomniał o swoim zniszczonym przez
Krakersa pierścionku.
– Strasznie cię przepraszam… – zaczął.
W tej samej chwili coś wylądowało mu na ramieniu. Spojrzał
na to i zobaczył bladoróżowy kwiatek. Obrócił się. Za nimi rosła wiśnia.
– Przecież jest Hanami – wyszeptał jakby do siebie.
Zerwał jeden kwiat
wiśni i chwilę spędził wiążąc łodyżkę. Potem spojrzał na Laurę, która
powoli podniosła się z ziemi. Natychmiast do niej doskoczył i ukląkł.
– Lauro… wiem, że to wyjątkowo zły moment, ale… wyjdziesz
za mnie?
Wyciągnął przed siebie kwiatek, który uformował w kształt
pierścionka. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.
– Jesteś idiotą – powiedziała, ale przyjęła kwiat i
wsunęła go na palec. – Ale… tak.
* Hanami – tradycyjny japoński zwyczaj podziwiania kwiatów, zwłaszcza wiśni
** "Chwila, moment!", ogólnie w tym przypadku okrzyk ma wyrażać zdziwienie boga śmierci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz