sobota, 12 grudnia 2015

Mój sąsiad utopiec

Witam, cześć i czołem!

Na wejściu zaznaczam, że nie mam dla was niczego natchnionego. Cała moja wena ulotniła się razem z konkursem na WB i najprawdopodobniej wróci dopiero na święta. Na razie przedstawiam wam kolejne opowiadanie na Kreatywne Spojrzenie i jednocześnie kolejne opowiadanie o Łowcach Duchów. Akcja dzieje się przed „Duchem w szklance mleka”, a hasła na ten miesiąc to woda z sokiem, coś niebieskiego i słowa „Plotka rozrasta się po drodze”.
To była pierwsza sprawa. Teraz czas na drugą. Wiem, że reklamowanie jest złe i niedobre, ale na pewno większość osób wie jak trudne są początki blogowania. Moja koleżanka nie dawno założyła bloga z opowiadaniami i chcę jej pomóc wdrożyć się w świat blogów. Dlatego też, jeśli macie sekundę, zajrzyjcie na Senne Horrory, a mogę szczerze was zapewnić, że się nie zawiedziecie.
To tyle – zapraszam do czytania.


Mój sąsiad utopiec

Należąca do Denisa piwnica, pełniła rolę magazynu na wszystkie urządzenia do łapania bytów nadprzyrodzonych. Specjalnie przerobione odkurzacze stały na metalowych półkach, mocne druciane siatki wisiały na hakach, a inne bliżej nieokreślone przedmioty walały się po podłodze. Na samym środku ktoś postawił ogromne akwarium z antywłamaniową pokrywką.
– I twierdzisz, że to może pomóc nam złapać to straszydło łażące po osiedlu? – Denis już dawno przestał interesować co jego przyjaciel składa w piwnicy. Dopóki nie wysadzi całego osiedla w powietrze, było dobrze.
– To coś to utopiec, taki wodny zombie. Lubi muł, glony i truchła ryb. Wrzucimy to wszystko do tego czegoś, a martwiak zwabiony zapachem, sam do nas przyjdzie.
Denis wzniósł oczy ku sufitowi i poprosił wszystkich świętych o anielską cierpliwość. Naiwność i nieokrzesany optymizm Kacpra, czasami doprowadzał go do białej gorączki, ale sam przed sobą musiał przyznać, że tym razem chłopak wiedział na temat potwora, więcej niż on. A podstawą wygranej wojny jest poznanie wroga.
– I myślisz, że zadziała? – zapytał, delikatnie dotykając akwarium.
– Ta…  – Kacper uśmiechnął się, przepraszająco. – Jest jedna rzecz, której potrzebujemy i miałem nadzieje, że ją załatwisz.
– Co to takiego? – westchnął Denis.
– Kwas siarkowodorowy.
H2S?
– Tak, H2S.
– Niby skąd ja mam ci wziąć kwas siarkowodorowy?
– Twoja dziewczyna mogłaby nam trochę pożyczyć.
Łowca po raz setny zastanowił się, dlaczego jako dzieciak lubował się w książkach o duchach, a nie na przykład o rycerzach. Zdecydowanie inscenizacje bitew były o niebo mniej denerwujące niż obcowanie z takim pokręconym osobnikiem jakim był Kacper.
– Po pierwsze: po co nam siarkowodór?
– Może dla nas to trucizna, ale na utopców działa jak środek nasenny. Będziemy mogli go spokojnie przetransportować do jakiejś ustronnej rzeczki.
Denis odetchnął głęboko. To był dopiero początek.
– Po drugie:  Pomijając to, że najprawdopodobniej tego kwasu nie dostaniemy, to jak masz zamiar go przewieść komunikacją miejską.
– Za bardzo się czepiasz. Owiniemy słój w gazetę i wszyscy będą myśleć, że wieziemy śledzie.
Robiło się coraz gorzej.
– Po trzecie: powtarzałem ci to setki razy – Laura nie jest moją dziewczyną.
Plotka rozrasta się po drodze… – zaczął Kacper, ale Denis ruchem ręki nakazał mu żeby zamilkł. Nie miał najmniejszej ochoty słuchać teraz głosu swojego przyjaciela. Burknął pod nosem, że zgadza się na plan łowcy po czym opuścił pomieszczenie z rękami w kieszeni i spuszczoną głową.

***

Studenckie laboratorium chemiczne odznaczało się wyjątkowym stężeniem wszelakich substancji trujących i łatwopalnych. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wychowankowie miejscowej uczelni lubowali się we wszelkich doświadczeniach, do których należało wykorzystać amoniak, rycynę lub inny środek zagrażający życiu i zdrowiu przeciętnego obywatela.
Laura właśnie dokładnie kropelka po kropelce, odmierzała potrzebną do eksperymentu ilość arszeniku, kiedy jak dwa orangutany, do środka wpadli Łowcy. Malowniczo przewalili się między granitowymi blatami by w końcu stanąć na baczność przed dziewczyną.
– Czego chcecie? – zapytała, nie odwracając wzroku od probówki. Dobrze wiedziała, że chłopcy odwiedzają ją tylko wtedy, kiedy potrzebują jakiejś trudno dostępnej substancji.
Łowcy zrobili zakłopotane miny, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Laura westchnęła głęboko po czym odłożyła na bok narzędzia, założyła za ucho kosmyk brązowych włosów, który wcześniej wyślizgnął się z wysokiego kucyka i podeszła do ogromnej, szklanej szafy wypełnionej odczynnikami.
– Na co tym razem polujecie i czego potrzebujecie? – zapytała, wyjmując z kieszeni fartucha odpowiedni klucz.
– Utopiec nam się napatoczył. Przydałby się siarkowodór – wyjaśnił Kacper, bliżej podchodząc od stojących na stole probówek.
Laura zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad słowami chłopaka. Cały czas stała do nich tyłem, nie widząc jak jeden z łowców objawia coraz większe zainteresowanie czymś co wyglądało jak woda z sokiem.
– A na co potrzebny jest wam ten… – Nie zdążyła dokończyć pytania. Kacper przewrócił któreś z urządzeń, mieszając w ten sposób dwa odczynniki, tworzą mieszankę wybuchową, która zgodnie ze swą nazwą… wybuchła. Całe pomieszczenie zasnuł szary, drażniący dym, który jednak bardzo szybko opadł, odsłaniając dość wstrząsający widok. Całe doświadczenie Laury trafił szlag. Probówki leżały na podłodze rozbite na drobny mak, a przeróżne substancje ściekały powoli ze stołu.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Szybko wyjęła z szafki pudełko z siarkowodorem, wcisnęła je Denisowi, mrucząc pod nosem by oddali jej to co zostanie, po czym rzuciła się ratować to co ocalało z eksperymentu.  Denis chciał jej pomóc, ale Kacper pociągnął go za ramię i szybko dziękując dziewczynie, wyprowadził z pomieszczenia.
Lepiej unikać sytuacji destrukcyjnych.

***
– Postawimy akwarium między tamtymi blokami.  Poczekamy do nocy i chowając się za garażem, będziemy śledzić ruchy utopca. Potem… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Kacper spojrzał z oburzeniem na swojego przyjaciela. Ten stał oparty o jedną ze ścian z boku i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w jakiś punkt w przestrzeni.
Niebieskie – powiedział Denis, zupełnie nie zwracając uwagi na to co przed sekundą mówił Kacper.
– Że co?!
– Kupię niebieskie kwiaty – wyjaśnił zirytowany. – Muszę w końcu przeprosić Laurę za to co odstawiliśmy.
Kacper zmarszczył czoło, zastanawiając się co odpowiedzieć, ale nie mógł wpaść na nic inteligentnego. Wzruszył więc tylko ramionami, wdzięczny Denisowi, że nie musi się martwić przeprosinami. Nigdy nie był w tym dobry.
Wyjaśnił przyjacielowi wszystko jeszcze raz. W tym czasie słońce już prawie całkowicie zaszło, a ludzie zaczęli zapalać światła w mieszkaniach. Ulice pustoszały, zostawiając im czysty teren do działania. Postawili akwarium wypełnione różnymi dziwnymi rzeczami, w odpowiednim miejscu po czym schowali się za garażem, mieli stamtąd idealny widok na przejście miedzy blokami. Czekali, czekali i czekali, ale przez prawie dwie godziny zupełnie nic się nie wydarzyło, chyba, że za ważne wydarzenie można uznać wyjście ich sąsiadki z wyjątkowo wkurzającym kundelkiem, który prawie wpadł na trop pułapki.
W pewnym momencie coś zaczęło poruszać się na tle kiepskiego graffiti. Chwile później z cienia wyłoniła się lekko bezkształtna, zgarbiona postać, powoli podążająca w stronę akwarium. Łowcy momentalnie się ożywili, dokładnie śledząc ruchy potwora. Mieli zamiar wepchnąć go do naczynia w momencie gdy ten pochyli się nad „smakowitą” mieszanką. Jednak stwór skutecznie ich wyręczył. Albo był wyjątkowo głupi albo ślepy, bo zupełnie nie zauważył wysokiej krawędzi. Potknął się o nią i wpadł głową, a potem całą resztą ciała, do środka. Chłopcy szybko wybiegli z garażu zobaczyć swoją ofiarę.
– Zobaczmy co to za straszydło nam się napatoczyło – powiedział Denis, zapalając latarkę.
I w tym momencie obydwaj prawie zeszli na zawał. W akwarium, plując na boki brudną wodą, tkwił nie kto inny tylko pan Ćmiński, przemoczony do suchej nitki.
– Czy któryś z was mógłby mi wyjaśnić co się do diabła dzieje? – wycharczał ze złością. Łowcy uśmiechnęli się przepraszająco i niezdarnie pomogli sąsiadowi wydostać się na zewnątrz. Przez cały czas musieli wysłuchiwać wielu mało przyjemnych epitetów, określających ich charakter, zachowanie i inne tym podobne rzeczy.
– Polowaliśmy na utopca… – zaczął Kacper. – Co pewien czas pojawiał się tu w nocy na osiedlu i baliśmy się, że może w końcu zrobić coś komuś.
– Kretyni – prychnął Ćmiński. – Tym „utopcem” najprawdopodobniej była moja żona – lunatykuje, a obok wyjścia z naszej klatki jest ta cholerna rynna od deszczówki, pod którą często przechodzi. Dlatego mogła wyglądać jak jeden z tych waszych potworów.
Łowcy zrobili zakłopotane miny znów nie wiedząc co powiedzieć. Mężczyzna tylko pokręcił głową ze złością po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, mrucząc pod nosem coś o straży miejskiej i chuliganach. Za nim ciekła wąska strużka brudnej wody.
Jednak mieli za sąsiada jakiegoś utopca. 

8 komentarzy:

  1. Hahaha, prawie umarłam ze śmiechu, jak okazało się, że w akwarium znalazł się pan Ćmiński! To teraz już ma dobry powód, żeby nienawidzić Łowców. Podoba mi się, że pojawiła się kolejna bohaterka i jakiś wątek między Laurą a Denisem. Miejmy nadzieję, że niebieskie kwiaty załatwią sprawę. Pozdrawiam i życzę dużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Łowcy są po prostu przeuroczy ♥ Naprawdę, Denis i Kacper to niesamowity, trochę niezręczny, ale za to komiczny duet,a ich przygody i optymizm Kacpra są niezwykle zabawne.
    Ha,biedny ten pan Ćmiński, w sumie nie dziwię się, że nie żywi nadzwyczajnej sympatii do swoich sąsiadów:D Laura też biedna, rozwalili jej próbówki...mam nadzieję, że w końcu dostała te kwiaty:D
    Cóż mogę jeszcze rzec? Chcę więcej Łowców! Są bardzo zacni, zabawni i rozczulający. Ciekawa jestem, czy się jeszcze pojawią, a jeśli tak, to jakie stwory przyjdzie im pokonywać. Pan Ćmiński, jak mniemam, też się pojawi:D
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja uwielbiam tą dwójkę <3. Nawet, jeśli doprowadzają biedna Laurę do łez, a pana Ćmińskiego do białej gorączki! Kocham ich przepychanki słowne, kocham ich lekko ironicznie zabarwione przemyślenia i potworki. To takie idealnie wyważone połączenie Scooby'ego-Doo z tymi dwoma braciakami z serialu o paranormalnych rzeczach (tak, już o tym pisałam). Rzadko udaje się spotkać w blogosferze tak pozytywnych autorów, jak Ty. Ode mnie szapoba (XDDD) i owacje na stojąco.
    Pozdrawiam,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O mamo nie byłabym w stanie napisać czegoś tak oryginalnego, świetne!
    To opowiadanie jest jednocześnie lekkie i zabawne, a zarazem napisane w bardzo przemyślane osób, cudo!

    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne, jak zwykle. Zapraszam do siebie:
    http://cierpienieponadmagie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń