Witam, cześć i czołem!
Na wejściu zaznaczam, że nie mam
dla was niczego natchnionego. Cała moja wena ulotniła się razem z konkursem na
WB i najprawdopodobniej wróci dopiero na święta. Na razie przedstawiam wam
kolejne opowiadanie na Kreatywne Spojrzenie i jednocześnie kolejne opowiadanie
o Łowcach Duchów. Akcja dzieje się przed „Duchem w szklance mleka”, a hasła na
ten miesiąc to woda z sokiem, coś niebieskiego i słowa „Plotka rozrasta się po
drodze”.
To była pierwsza sprawa. Teraz
czas na drugą. Wiem, że reklamowanie jest złe i niedobre, ale na pewno większość
osób wie jak trudne są początki blogowania. Moja koleżanka nie dawno założyła
bloga z opowiadaniami i chcę jej pomóc wdrożyć się w świat blogów. Dlatego też,
jeśli macie sekundę, zajrzyjcie na Senne Horrory, a mogę szczerze was zapewnić,
że się nie zawiedziecie.
To tyle –
zapraszam do czytania.
Mój sąsiad utopiec
Należąca do Denisa piwnica, pełniła rolę
magazynu na wszystkie urządzenia do łapania bytów nadprzyrodzonych. Specjalnie
przerobione odkurzacze stały na metalowych półkach, mocne druciane siatki
wisiały na hakach, a inne bliżej nieokreślone przedmioty walały się po
podłodze. Na samym środku ktoś postawił ogromne akwarium z antywłamaniową
pokrywką.
– I twierdzisz, że to może pomóc
nam złapać to straszydło łażące po osiedlu? – Denis już dawno przestał
interesować co jego przyjaciel składa w piwnicy. Dopóki nie wysadzi całego
osiedla w powietrze, było dobrze.
– To coś to utopiec, taki wodny
zombie. Lubi muł, glony i truchła ryb. Wrzucimy to wszystko do tego czegoś, a
martwiak zwabiony zapachem, sam do nas przyjdzie.
Denis wzniósł oczy ku sufitowi i
poprosił wszystkich świętych o anielską cierpliwość. Naiwność i nieokrzesany
optymizm Kacpra, czasami doprowadzał go do białej gorączki, ale sam przed sobą
musiał przyznać, że tym razem chłopak wiedział na temat potwora, więcej niż on.
A podstawą wygranej wojny jest poznanie wroga.
– I myślisz, że zadziała? –
zapytał, delikatnie dotykając akwarium.
– Ta… – Kacper uśmiechnął się, przepraszająco. –
Jest jedna rzecz, której potrzebujemy i miałem nadzieje, że ją załatwisz.
– Co to takiego? – westchnął
Denis.
– Kwas siarkowodorowy.
– H2S?
– Tak, H2S.
– Niby skąd ja mam ci wziąć kwas
siarkowodorowy?
– Twoja dziewczyna mogłaby nam trochę
pożyczyć.
Łowca po raz setny zastanowił się,
dlaczego jako dzieciak lubował się w książkach o duchach, a nie na przykład o
rycerzach. Zdecydowanie inscenizacje bitew były o niebo mniej denerwujące niż
obcowanie z takim pokręconym osobnikiem jakim był Kacper.
– Po pierwsze: po co nam siarkowodór?
– Może dla nas to trucizna, ale na
utopców działa jak środek nasenny. Będziemy mogli go spokojnie przetransportować
do jakiejś ustronnej rzeczki.
Denis odetchnął głęboko. To był dopiero
początek.
– Po drugie: Pomijając to, że najprawdopodobniej tego
kwasu nie dostaniemy, to jak masz zamiar go przewieść komunikacją miejską.
– Za bardzo się czepiasz. Owiniemy słój w
gazetę i wszyscy będą myśleć, że wieziemy śledzie.
Robiło się coraz gorzej.
– Po trzecie: powtarzałem ci to setki
razy – Laura nie jest moją dziewczyną.
– Plotka rozrasta się po drodze… – zaczął
Kacper, ale Denis ruchem ręki nakazał mu żeby zamilkł. Nie miał najmniejszej
ochoty słuchać teraz głosu swojego przyjaciela. Burknął pod nosem, że zgadza
się na plan łowcy po czym opuścił pomieszczenie z rękami w kieszeni i
spuszczoną głową.
***
Studenckie laboratorium chemiczne
odznaczało się wyjątkowym stężeniem wszelakich substancji trujących i
łatwopalnych. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wychowankowie miejscowej
uczelni lubowali się we wszelkich doświadczeniach, do których należało
wykorzystać amoniak, rycynę lub inny środek zagrażający życiu i zdrowiu
przeciętnego obywatela.
Laura właśnie dokładnie kropelka
po kropelce, odmierzała potrzebną do eksperymentu ilość arszeniku, kiedy jak
dwa orangutany, do środka wpadli Łowcy. Malowniczo przewalili się między
granitowymi blatami by w końcu stanąć na baczność przed dziewczyną.
– Czego chcecie? – zapytała, nie
odwracając wzroku od probówki. Dobrze wiedziała, że chłopcy odwiedzają ją tylko
wtedy, kiedy potrzebują jakiejś trudno dostępnej substancji.
Łowcy zrobili zakłopotane miny,
nie do końca wiedząc co powiedzieć. Laura westchnęła głęboko po czym odłożyła
na bok narzędzia, założyła za ucho kosmyk brązowych włosów, który wcześniej
wyślizgnął się z wysokiego kucyka i podeszła do ogromnej, szklanej szafy
wypełnionej odczynnikami.
– Na co tym razem polujecie i
czego potrzebujecie? – zapytała, wyjmując z kieszeni fartucha odpowiedni klucz.
– Utopiec nam się napatoczył.
Przydałby się siarkowodór – wyjaśnił Kacper, bliżej podchodząc od stojących na
stole probówek.
Laura zmarszczyła czoło,
zastanawiając się nad słowami chłopaka. Cały czas stała do nich tyłem, nie
widząc jak jeden z łowców objawia coraz większe zainteresowanie czymś co
wyglądało jak woda z sokiem.
– A na co potrzebny jest wam ten…
– Nie zdążyła dokończyć pytania. Kacper przewrócił któreś z urządzeń, mieszając
w ten sposób dwa odczynniki, tworzą mieszankę wybuchową, która zgodnie ze swą
nazwą… wybuchła. Całe pomieszczenie zasnuł szary, drażniący dym, który jednak
bardzo szybko opadł, odsłaniając dość wstrząsający widok. Całe doświadczenie
Laury trafił szlag. Probówki leżały na podłodze rozbite na drobny mak, a
przeróżne substancje ściekały powoli ze stołu.
W oczach dziewczyny pojawiły się
łzy. Szybko wyjęła z szafki pudełko z siarkowodorem, wcisnęła je Denisowi,
mrucząc pod nosem by oddali jej to co zostanie, po czym rzuciła się ratować to
co ocalało z eksperymentu. Denis chciał
jej pomóc, ale Kacper pociągnął go za ramię i szybko dziękując dziewczynie,
wyprowadził z pomieszczenia.
Lepiej unikać sytuacji
destrukcyjnych.
***
– Postawimy akwarium między
tamtymi blokami. Poczekamy do nocy i
chowając się za garażem, będziemy śledzić ruchy utopca. Potem… Czy ty mnie w
ogóle słuchasz? – Kacper spojrzał z oburzeniem na swojego przyjaciela. Ten stał
oparty o jedną ze ścian z boku i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w jakiś
punkt w przestrzeni.
– Niebieskie – powiedział Denis,
zupełnie nie zwracając uwagi na to co przed sekundą mówił Kacper.
– Że co?!
– Kupię niebieskie kwiaty –
wyjaśnił zirytowany. – Muszę w końcu przeprosić Laurę za to co odstawiliśmy.
Kacper zmarszczył czoło,
zastanawiając się co odpowiedzieć, ale nie mógł wpaść na nic inteligentnego.
Wzruszył więc tylko ramionami, wdzięczny Denisowi, że nie musi się martwić
przeprosinami. Nigdy nie był w tym dobry.
Wyjaśnił przyjacielowi wszystko
jeszcze raz. W tym czasie słońce już prawie całkowicie zaszło, a ludzie zaczęli
zapalać światła w mieszkaniach. Ulice pustoszały, zostawiając im czysty teren
do działania. Postawili akwarium wypełnione różnymi dziwnymi rzeczami, w
odpowiednim miejscu po czym schowali się za garażem, mieli stamtąd idealny
widok na przejście miedzy blokami. Czekali, czekali i czekali, ale przez prawie
dwie godziny zupełnie nic się nie wydarzyło, chyba, że za ważne wydarzenie
można uznać wyjście ich sąsiadki z wyjątkowo wkurzającym kundelkiem, który
prawie wpadł na trop pułapki.
W pewnym momencie coś zaczęło
poruszać się na tle kiepskiego graffiti. Chwile później z cienia wyłoniła się
lekko bezkształtna, zgarbiona postać, powoli podążająca w stronę akwarium.
Łowcy momentalnie się ożywili, dokładnie śledząc ruchy potwora. Mieli zamiar
wepchnąć go do naczynia w momencie gdy ten pochyli się nad „smakowitą”
mieszanką. Jednak stwór skutecznie ich wyręczył. Albo był wyjątkowo głupi albo
ślepy, bo zupełnie nie zauważył wysokiej krawędzi. Potknął się o nią i wpadł
głową, a potem całą resztą ciała, do środka. Chłopcy szybko wybiegli z garażu
zobaczyć swoją ofiarę.
– Zobaczmy co to za straszydło
nam się napatoczyło – powiedział Denis, zapalając latarkę.
I w tym momencie obydwaj prawie
zeszli na zawał. W akwarium, plując na boki brudną wodą, tkwił nie kto inny
tylko pan Ćmiński, przemoczony do suchej nitki.
– Czy któryś z was mógłby mi
wyjaśnić co się do diabła dzieje? – wycharczał ze złością. Łowcy uśmiechnęli
się przepraszająco i niezdarnie pomogli sąsiadowi wydostać się na zewnątrz.
Przez cały czas musieli wysłuchiwać wielu mało przyjemnych epitetów,
określających ich charakter, zachowanie i inne tym podobne rzeczy.
– Polowaliśmy na utopca… – zaczął
Kacper. – Co pewien czas pojawiał się tu w nocy na osiedlu i baliśmy się, że
może w końcu zrobić coś komuś.
– Kretyni – prychnął Ćmiński. –
Tym „utopcem” najprawdopodobniej była moja żona – lunatykuje, a obok wyjścia z
naszej klatki jest ta cholerna rynna od deszczówki, pod którą często
przechodzi. Dlatego mogła wyglądać jak jeden z tych waszych potworów.
Łowcy zrobili zakłopotane miny
znów nie wiedząc co powiedzieć. Mężczyzna tylko pokręcił głową ze złością po
czym odwrócił się na pięcie i odszedł, mrucząc pod nosem coś o straży miejskiej
i chuliganach. Za nim ciekła wąska strużka brudnej wody.
Jednak mieli za sąsiada jakiegoś
utopca.
Hahaha, prawie umarłam ze śmiechu, jak okazało się, że w akwarium znalazł się pan Ćmiński! To teraz już ma dobry powód, żeby nienawidzić Łowców. Podoba mi się, że pojawiła się kolejna bohaterka i jakiś wątek między Laurą a Denisem. Miejmy nadzieję, że niebieskie kwiaty załatwią sprawę. Pozdrawiam i życzę dużo weny! :*
OdpowiedzUsuńYay :)
OdpowiedzUsuńŁowcy są po prostu przeuroczy ♥ Naprawdę, Denis i Kacper to niesamowity, trochę niezręczny, ale za to komiczny duet,a ich przygody i optymizm Kacpra są niezwykle zabawne.
OdpowiedzUsuńHa,biedny ten pan Ćmiński, w sumie nie dziwię się, że nie żywi nadzwyczajnej sympatii do swoich sąsiadów:D Laura też biedna, rozwalili jej próbówki...mam nadzieję, że w końcu dostała te kwiaty:D
Cóż mogę jeszcze rzec? Chcę więcej Łowców! Są bardzo zacni, zabawni i rozczulający. Ciekawa jestem, czy się jeszcze pojawią, a jeśli tak, to jakie stwory przyjdzie im pokonywać. Pan Ćmiński, jak mniemam, też się pojawi:D
Pozdrawiam ciepło!
P.
Jak ja uwielbiam tą dwójkę <3. Nawet, jeśli doprowadzają biedna Laurę do łez, a pana Ćmińskiego do białej gorączki! Kocham ich przepychanki słowne, kocham ich lekko ironicznie zabarwione przemyślenia i potworki. To takie idealnie wyważone połączenie Scooby'ego-Doo z tymi dwoma braciakami z serialu o paranormalnych rzeczach (tak, już o tym pisałam). Rzadko udaje się spotkać w blogosferze tak pozytywnych autorów, jak Ty. Ode mnie szapoba (XDDD) i owacje na stojąco.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
candlestick z buzzingblood.blogspot.com
O mamo nie byłabym w stanie napisać czegoś tak oryginalnego, świetne!
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest jednocześnie lekkie i zabawne, a zarazem napisane w bardzo przemyślane osób, cudo!
Pozdrawiam cieplutko :*
*przemyślany sposób
UsuńTe literówki.. :/
Genialne, jak zwykle. Zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńhttp://cierpienieponadmagie.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń